29 mar 2015

Olejki Vis Plantis - arganowy, macadamia i różany

Olejki w mojej pielęgnacji pojawiły się już jakiś czas temu. Odkąd na stałe goszczą w mojej codziennej rutynie, moja cera jest im za to wdzięczna. Nie mogłam zatem odmówić przetestowania kolejnych, tym razem nowości od Vis Plantis, których producentem jest nasza polska firma Elfa Pharm :)

olej do ciala, olejek do ciala, olej do wlosow, olejek do wlosow, olej do twarzy, olejek do twarzy, elfa pharm oleje, olejki elfa pharm, olej arganowy, olej macadamia, olej makadamia, olej rozany, olejek

Olejki zapakowane są w kartonik, a ich pojemność wynosi 30ml. Zostały podzielone na trzy rodzaje: olejek arganowy - do włosów, olejek macadamia - do ciała i olejek różany - do twarzy.
Nie są to czyste olejki, jak zresztą zobaczycie zaraz po składzie - jest to raczej mieszanka olejów i innych składników. W każdym z nich dopatrzyłam się również witaminy E, co jest niewątpliwym plusem, gdyż wszyscy wiemy jakie dobroczynne działanie na nasza skórę ma witamina E.


sklad olejow vis plantis, skladniki olejow, sklad olejow elfa pharm, oleje do ciala, olej arganowy, olej macadamia, mieszanka olejow, oleje wzbogacone, witamina e w olejach, oleje z witamina e

Poniżej możecie też zobaczyć procentową zawartość poszczególnych olejów. Jak widzicie olej różany ma tylko 10% olejku różanego, resztę stanowi olej macadamia; olej arganowy jest połączeniem oleju arganowego i macadamia w prawie równych proporcjach, natomiast olejek macadamia nie zawiera innych olei.

elfa pharm olejki, sklad olejkow vis plantis, zawartosc olejkow, mieszanka olejow, olej rozany i macadamia, olej arganowy i macadamia, olej macadamia, procentowa zawartosc olejow

Zapakowane są one w małe, plastikowe buteleczki z otwieraniem na zatrzask, a samo używanie jest bardzo wygodne. Buteleczki są wykonane z twardego plastiku, ale po lekkim ściśnięciu udaje się wydostać olejek nawet po kropelce, więc nie ma problemu z odmierzaniem :)


Jeśli chodzi o olejek różany, przeznaczony do twarzy, to zwolenniczki różanych zapachów będą zadowolone. Olejek delikatnie pachnie różą, ale nie taką sztuczną, tylko prawdziwą. Ja niestety nie należę do wielbicieli takich zapachów, ale jest on na tyle delikatny, że nie przeszkadza mi w jego używaniu.
Jego konsystencja jest gęsta, dlatego nie należy przesadzać z ilością. Używałam ostatnio do twarzy bardziej wodnistych konsystencji olejków i na początku dałam go za dużo, co poskutkowało tym, że nie chciał się wchłonąć. Wystarczy wydobyć dosłownie dwie krople, by cała twarz została wysmarowana. Testowałam go na dwa sposoby - używałam go solo, jak i mieszałam z kremami, ale ten drugi sposób bardziej mi odpowiadał, bo wtedy olej lepiej się rozsmarowywał na twarzy. Dla mnie olejek różany okazał się zbyt gęsty do stosowania go solo na twarz, gdyż mam kłopoty z jego dobrym rozsmarowaniem. Używam go jedynie wieczorem, dlatego wkrapiam dwie, trzy krople do kremu na noc i wtedy byłam zadowolona z efektu mocniejszego nawilżenia i lepszego rozsmarowania.

Cena: 13,99zł do kupienia: TUTAJ

Olejek arganowy został przeznaczony do stosowania na włosy. W tej roli spisuje się bardzo dobrze, bo ładnie nawilża i nabłyszcza włosy, a przy tym łatwo się z nich zmywa. Włosy olejuję bardzo rzadko, dlatego stosowałam ten olejek również na całe ciało, jak i do twarzy. Jeśli chodzi o to jak się spisał, to uważam że nawet lepiej od olejku macadamia i różanego. Mam wrażenie, że ma najbardziej płynną konsystencję spośród całej trójki, przez co wchłania się najlepiej i najszybciej. Dodatkowo ma naprawdę bardzo ładny i przyjemny zapach, jakby troszkę perfumowany. W ogólnym rozrachunku olejek arganowy wypadł u mnie najlepiej i najchętniej sięgałam właśnie po niego. Spisał się zarówno na włosach, ciele, jak i twarzy, a jego zapach bardzo umila stosowanie i zostaje dłużej na skórze.

Cena: 17,99zł, do kupienia: TUTAJ

Olejek macadamia, czyli ten bez mieszanki dodatkowych olejów, przeznaczony do stosowania na całe ciało znika najszybciej. Myślę, że 30ml to troszkę mała pojemność na olejek do ciała, dlatego często też mieszałam go z balsamami i tak wsmarowywałam na całe ciało. Jego zapach najmniej przypadł mi do gustu i nawet nie wiem jak go określić, jest dziwny i trochę sztuczny. Natomiast co do właściwości olejku macadamia nie mam zastrzeżeń. Bardzo fajnie nawilża ciało, szczególnie po wysuszającej kąpieli i również wystarcza niewielka ilość by pokryć nim skórę. Dobrze spisuje się również na suchych piętach i łokciach, nawilżając i zmiękczając skórę.

Cena: 10,99zł, do kupienia: TUTAJ

Ogólnie muszę przyznać, że wszystkie olejki dobrze się u mnie sprawdziły. Najbardziej do gustu przypadł mi jednak arganowy, który wyjściowo jest przeznaczony do włosów, ja jednak upodobałam go sobie do ciała i twarzy. Ma najładniejszy zapach z całej trójki, który pozostaje na ciele, a sam olej najszybciej się wchłania. Różany okazał się dla mnie zbyt gęsty do stosowania go solo na twarzy i lepiej współpracuje mi się z nim mieszając go z kremem na noc. Olejek macadamia ma troszkę dziwny zapach, dlatego najczęściej mieszałam go z balsamami do ciała, które ładnie pachniały, wzbogacał je i sprawiał, że ciało było jeszcze lepiej nawilżone. 

Jeśli macie ochotę wypróbować te olejki, to na pewno znajdziecie je stacjonarnie w drogeriach, lub online. Na początek polecam arganowy! :)

Który z nich miałybyście ochotę wypróbować? :)



23 mar 2015

Lavera - Long Lash Mascara

Jeżeli znacie firmę Lavera, to pewnie kojarzycie ją głownie z naturalnymi kosmetykami i produktami do pielęgnacji. Mnie do tej pory również kojarzyła się tak samo, a jak się okazuje mają oni również produkty do makijażu! Dzisiaj przedstawię Wam naturalny tusz do rzęs od Lavery - Long Lash Mascara z serii Bio Organic, zapraszam!

tusz do rzes, maskara, mascara, naturalny tusz do rzes, weganski tusz do rzes, weganskie kosmetyki, naturalne kosmetyki do makijazu, makijaz oczu, wydluzajacy naturalny tusz, tusz weganski

Na samym początku warto wspomnieć, że maskara Lavera ma dosyć ciekawy skład, bo znajdziemy tu m.in. wosk pszczeli, olej arganowy, ekstrakt z korzenia lukrecji, jedwab, ekstrakt z rokitnika, masło shea, witaminę E, masło kakaowe, olej kokosowy, słonecznikowy (..) Zresztą zobaczcie sami.

Ingredients: Water , Alcohol*, Stearic Acid, Beeswax, Hydrolyzed Jojoba Esters, Algin, Argania Spinosa Kernel Oil*, Licorice Root Extract*, Silk, Shellac, Jojoba Esters , Hippophae Rhamnoides Fruit Extract*, Shea Butter*, Tocopherol, Cocoa Seed Butter*, Coconut Oil*, Sunflower Seed Oil, Olive Fruit Oil*, Camelina Sativa Seed Oil, Vegetable Oil (Olus Oil), Hydrogenated Lecithin, Tilia Cordata Flower Extract*, Rosa Centifolia Flower Extract*, Mallow Flower Extract*, Ascorbyl Palmitate, Fragrance (Parfum)**, Citronellol**, Geraniol**, Limonene**, Linalool**, [+/- Iron Oxides (CI 77499), Ultramarines (CI 77007)]


Znajduje się on w błyszczącym i smukłym opakowaniu, które wygląda ładnie i elegancko. Szczoteczka tuszu nie jest silikonowa, należy ona do tych szczoteczek wykonanych z twardego włosia. Nabiera odpowiednią ilość tuszu do wymalowania rzęs, a co najważniejsze nie jest nim oblepiona i cały czas podczas użytkowania mamy czyste opakowanie tuszu, bez czarnych zacieków wokół zakrętki. Konsystencja maskary jest raczej rzadka, ale z czasem trochę gęstnieje, chociaż bardzo delikatnie.

Producent zapewnia, że może być ona używana przez osoby noszące szkła kontaktowe i została przebadana przez dermatologów i okulistów, a występujące w niej olejki mają zapewnić jedwabiste i elastyczne rzęsy.
Zapowiada się bardzo ciekawie, nieprawdaż?

No to teraz najważniejsze - czyli jak się sprawdza i czy jestem z niej zadowolona.
Niestety muszę Wam powiedzieć, że mimo fajnie zapowiadającej się maskary, nie spełniła ona moich oczekiwań, a rzęsy nie wyglądają po niej zdumiewająco. Dlaczego? Zobaczcie zdjęcia.

 
Jak możecie zobaczyć, po pierwszej warstwie tuszu rzęsy są tylko lekko ciemniejsze i praktycznie nie podkreślone - jakby w ogóle nie wymalowane.
Druga warstwa lekko je podkreśla, ale nie jest to efekt jakiego oczekuję od tuszu do rzęs. Podkreślenie jest zbyt słabe, tusz bardzo delikatnie podkreśla rzęsy, nie powodując ich większego pogrubienia, ani wydłużenia. Dodatkowo, strasznie brudzi powieki, co możecie zobaczyć na zdjęciach. Starłam trochę ślady chusteczką, ale aparat i tak je wyłapał. Za każdym razem, kiedy maluję nią rzęsy pozostawia naokoło oczu tusz, który na szczęście można łatwo usunąć, ale czynność ta przy każdym makijażu staje się irytująca, a jest to szczególnie niewygodne, gdy mamy już oko pomalowane cieniem i musimy trzeć resztki tuszu..
Trzecia warstwa niestety powoduje już sklejanie rzęs, co nie wygląda zbyt dobrze.

Jedynym plusem jaki zauważyłam w tej maskarze jest to, że trzyma się na rzęsach cały dzień, nie osypuje i nie odbija. Rzęsy nie są sztywne po pomalowaniu, a cały czas elastyczne.

Bardzo łatwo i w mgnieniu oka zmywa się zwykłym płynem micelarnym, więc podejrzewam, że gdy zaskoczyłby nas deszcz, cała maskara spłynęłaby od razu..

Zdecydowanie bardziej wolę maskary, które pogrubiają i wydłużają rzęsy. Ta miała wydłużać, ale niestety daje bardzo delikatny look, nie powodując, że rzęsy są ładnie pomalowane. Z tą maskarą pracuje się ciężko, ma rzadką konsystencję, przez co podkreślenie rzęs jest bardzo słabe. Dwie warstwy nie wyglądają zadowalająco, chciałoby się dołożyć kolejną, ale uzyskujemy wtedy sklejenie. 


Na zdjęciu pokazującym rzęsy od góry i od dołu efekt wygląda nawet przyzwoicie (są tu dwie warstwy tuszu), ale widać, że są tylko lekko zaznaczone.



Podsumowując, tusz nie spełnił moich oczekiwań, gdyż efekt jaki daje jest zbyt słaby i trzeba się nim trochę namachać, by pomalować rzęsy dokładnie i aby były przykryte warstwą tuszu. Dokładając maskary, by wzmocnić słaby efekt uzyskujemy sklejone rzęsy i niestety za każdym razem brudzi okolice oczu.
Cena tuszu Lavera nie należy do najtańszych, a kosztuje on ok 42zł.

 Co myślicie o efekcie?


15 mar 2015

Orly, Sugar High - Key Lime Twist

Bohater dzisiejszego posta to piękna, neonowa limonka od Orly. Lakier pochodzi z najnowszej kolekcji wiosna 2015 o nazwie Sugar High i jest już dostępny w sprzedaży na stronie OrlyBeauty, możecie tam też zobaczyć resztę kolorów z tej kolekcji. Sądząc po jego oryginalnym kolorze będzie to hit tej wiosny, a także i lata! :)
Zresztą zobaczcie same!

lakier do paznokci, limonka, neonowy lakier, limonkowy lakier, sugar high, kolekcja lakierów na wiosnę 2015, key lime twist, lakier orly limonkowy, orly beauty,


Lakier Orly - Key Lime Twist został nominowany w plebiscycie magazynu Glamour i otrzymał wyróżnienie "Glammies 2015 - Wybór redakcji" i walczy teraz o tytuł "Glammies 2015 - Wybór czytelniczek".
Jeżeli spodobał się Wam ten lakier możecie oddać na niego głos na stronie konkursowej, a sami możecie wygrać zestaw kosmetyków! Codziennie można oddać aż 5 głosów, a głosowanie trwa do 19 marca, więc się spieszcie, bo zostało już niewiele czasu! :)






11 mar 2015

AA, collagen hial+ - Micelarny płyn do demakijażu

Płyn micelarny jest ważnym elementem w codziennym demakijażu skóry, chociaż muszę się przyznać, że  czasami o nim zapominam :) Dzisiejszy bohater przeznaczony jest do skóry wrażliwej i skłonnej do alergii, został przetestowany dermatologicznie, nie zawiera barwników, ani parabenów, więc będzie odpowiedni praktycznie dla każdego rodzaju cery.

płyn do zmywania makijażu, płyn micelarny, płyn z kolagenem i kwasem hialuronowym, przeciwzmarszczkowy płyn micelarny, do demakijażu, zmywanie makijażu, pielęgnacja twarzy, do cery wrażliwej, bez parabenów,

Seria kosmetyków AA collagen hial+ została zainspirowana zabiegami nawilżającymi i ujędrniającymi skórę, stosowanymi w gabinetach kosmetycznych, a podstawą jej formuły jest połączenie kwasu hialuronowego i kolagenu, który znajduje się również w tym płynie micelarnym.
Oprócz wspomnianego wcześniej kwasu hialuronowego i kolagenu, możemy tu znaleźć jeszcze ekstrakt z alg, który ogranicza utratę wody i chroni przed przesuszeniem skóry, oraz prowitaminę B5, która koi oraz niweluje zaczerwienienia i podrażnienia.



Płyn, zresztą jak cała seria kosmetyków collagen hial +, ma specyficzny zapach, który jest dla mnie trochę męski. Można się do niego przyzwyczaić, a po dłuższym czasie staje się nawet przyjemny.
Jego działanie oceniam bardzo pozytywnie. Radzi sobie bardzo dobrze ze zmyciem całego makijażu, a twarz pozostaje oczyszczona. Produkt nie wymaga zmywania, więc te z was które czują się dobrze po zmyciu makijażu jedynie płynem micelarnym, mogą od razu kłaść tonik i krem, ja jednak myję jeszcze twarz dodatkowo żelem. Mam wtedy stuprocentową pewność, że usunęłam z twarzy wszystkie pozostałości całego dnia :)

Mój makijaż nie jest bardzo wymyślny,  nie używam również kosmetyków wodoodpornych, dlatego na ich temat się nie wypowiem. Jeśli chodzi o całą resztę, to poradzi sobie z podkładem, korektorem, cieniami sypkimi, w kremie i także z eyelinerem. Nie trzeba długo przecierać, a płyn dosyć szybko rozpuszcza kosmetyki kolorowe.
Dużym plusem jest to, że twarz po przemyciu płynem nie zostaje sucha i ściągnięta, a jest wręcz przyjemnie nawilżona. Podejrzewam, że to za sprawą wspomnianych wcześniej składników nawilżających.
Jeżeli ktoś z was stosuje kwas hialuronowy, to wie że chwilę po nałożeniu pozostawia on na skórze lekko lepiącą, tępą warstwę i tak samo jest w przypadku tego płynu micelarnego. Również pozostawia on na twarzy warstwę typową dla kwasu hialuronowego, która oczywiście po chwili znika, a twarz pozostaje przyjemnie nawilżona.
Płyn micelarny będzie odpowiedni do przemywania twarzy rano, wtedy rzeczywiście nie trzeba go dodatkowo zmywać, tylko można od razu zaaplikować krem na dzień.
Nie zauważyłam podrażnienia skóry, zresztą to produkt dla cer wrażliwych, więc tego właściwie oczekiwałam.
No i podsumowując, muszę stwierdzić, że płyn sprawdził się u mnie bez zarzutów. Myślę, że będzie odpowiedni dla każdego rodzaju skóry, a dodatkowa dawka kwasu hialuronowego i kolagenu jest tu tylko dodatkowym atutem i warto przemycać je w różnych kosmetykach do twarzy :)




Znacie ten płyn micelarny? A może macie już swojego ulubieńca? :)





 

Ciekawy innych kosmetyków AA z serii collagen hial+? Sprawdź też:
- AA - Krem na dzień i na noc


6 mar 2015

Luty 2015 w zdjęciach

Dzisiaj zapraszam Was na post zdjęciowy, czyli króciutko o tym co się u mnie działo w tamtym miesiącu. Po raz pierwszy robię tego typu post, ale sama lubię oglądać takie zdjęciowe posty. To fajna okazja, żeby dać się lepiej poznać i pokazać Wam ułamki z mojego życia. Jeżeli polubicie takie notki, może będą pojawiać się częściej. No to zaczynamy! :)


W lutym razem z Karoliną uczestniczyłyśmy w spotkaniu Smok Blog w Krakowie. Było to spotkanie organizowane przez Andrzeja z jamowie.to, Janka ze StayFly.pl i  Michała z zyciejestpiekne.eu, a motywem przewodnim było budowanie wizerunku blogera. Wysłuchaliśmy trzech wykładów przygotowanych przez Paulinę Wnuk (paulinawnuk.com), Karola Lewandowskiego (busemprzezswiat.pl) i Adama Szymczaka (fashionableinnovations.com), a następnie odbył się panel dyskusyjny z udziałem Anwen, Pawła Opydo, Stay Fly i Michała. Było też losowanie power banków od sponsora spotkania TP-Link, oraz pizza dla wszystkich od Pizzaportal.pl.



Na zdjęciach selfie z Karoliną, a na grupowym zdjęciu od lewej: Króliczek Doświadczalny, Elare, Pata, Kana, Blankita, Stay Fly.
A jeśli jesteście ciekawi jak robią smoki to zajrzyjcie Tu: https://www.youtube.com/watch?v=e98mzc9DSRc

 


Tego Pana jeszcze Wam nie przedstawiałam. To nowy członek rodziny, który mieszka z nami od grudnia. Na początku był strasznie strachliwy, a teraz coraz bardziej fika :) No i już urósł dwa razy :P
 


Luty upłynął mi pod znakiem malin. Może pomyślicie, jak to? w środku zimy? Ano tak! :) To moje malinki, które zebrałam w lecie na działce i zamroziłam. Teraz wrzucam je do herbaty i robię z nimi smoothie z bananem, kiwi i mlekiem. Pycha! Spróbujcie! :)

 


Było też trochę grzeszków, ale wiadomo - zdarza się :) Na zdjęciu domowej roboty 3 bit na maślanych herbatnikach, murzynek z jabłkami, eklerek i czekolada Milka oreo, którą mogłabym pochłonąć od razu i muszę się pilnować :P



Ale z drugiej strony ćwiczę i pilnuję się, by ćwiczyć w każdym tygodniu. Przyszły do mnie zamówione na Zalando buty do biegania, niestety jest jeszcze za zimno na bieganie, ale wraz z nadejściem wiosny chcę zacząć. Póki co, buty wypróbowałam w domu, podczas ćwiczeń i bardzo fajnie się sprawują. Po prawej na dole ciężarki z Biedronki, chyba jeszcze możecie je tam dorwać :)



No i na koniec selfie, selfie i selfie! :) Z królem, ze Smok Bloga i w przymierzalni.
Luty minął mi bardzo szybko i już mamy marzec. Mam nadzieję, że w tym miesiącu pojawią się już pierwsze oznaki wiosny :)

Lubicie takie posty?
A Wam, jak minął luty? :)


1 mar 2015

Nowości lutego | Biochemia Urody, Hebe, Super Pharm

Zawsze pod koniec każdego miesiąca pokazuję Wam nowości kosmetyczne, jakie wpadły do moich zbiorów. Ostatni tego typu wpis pojawił się w październiku, a więc aż 4 miesiące temu! Jak widać, nic tak bardzo nie kusiło mnie w ostatnim czasie i nie robiłam żadnych zakupów, oprócz kilku ciuchów na wyprzedażach :) W lutym natomiast pokończyło mi się kilka rzeczy i zrobiłam małe zamówienie online, oraz odwiedziłam Hebe i Super Pharm :) Troszkę się chyba rozpisałam, ale mam nadzieję, że przeczytacie. Jeżeli Wam się nie będzie chciało, zostawcie komentarz 'fajne nowości' :P No to zapraszam do czytania, lub oglądania :)

 
Do Super Pharm weszłam całkowicie przypadkiem, mając jeszcze pół godziny czekania na pociąg, bez konkretnych zamiarów na zakupy. Pisałam Wam kiedyś, a dokładnie w ulubieńcach roku, że bardzo polubiłam cień z kremie z Maybelline Tatto i że wkrótce sprawię sobie również kolejne dwa kolory: Permanent Taupe i On and on bronze. Od razu rzuciła mi się w oczy promocja na te cienie i złapałam On and on bronze, akurat był ostatni nie zmacany! Mimo, że bardziej zależało mi na Permanent Taupe, niestety już go nie było i obeszłam się smakiem, ale nadal będę polować :) Wrzuciłam też do koszyka mgiełkę do twarzy z Ziaji z nowej serii liście zielonej oliwki. Podoba mi się w niej atomizer, który jest o połowę mniejszy od tradycyjnych, przez co nie wyrzuca zbyt dużej ilości produktu.


Kredka z Bourjois i korektor Nyx to pojedyncze zakupy robione w dwóch różnych dniach. Jeśli chodzi o kredkę do ust Bourjois spodobał mi jej kolor, natomiast na korektor Nyx miałam ochotę, bo słyszałam, że całkiem nieźle kryje cienie pod oczami. No i rzeczywiście fajnie kryje i utrzymuje się nienagannie, ale mam wrażenie, że troszkę przesusza okolicę pod oczami, dlatego nie używam go codziennie.


Kolejną nowością jest moje zamówienie z Biochemii Urody. Skończył mi się krem do twarzy i stwierdziłam, że tym razem ukręcę swój własny, naturalny krem. No i zaczęłam przeglądać oferty sklepów z półproduktami, a zdecydowałam się na Biochemię. Dlaczego? A no, bo wykonanie ich kremu wydawało mi się najłatwiejsze. Nie trzeba odmierzać składników, robić im żadnej kąpieli wodnej, podgrzewać itd. Wystarczy zmieszać ze sobą wszystkie składniki w wyznaczonej kolejności, które dostajemy już odmierzone w odpowiedniej ilości.


Wybrałam regenerujący krem winogronowy. Razem z próbkami w zestawie była też plastikowa miarka, pipetka, bagietka do mieszania, opakowanie na gotowy krem i naklejka z nazwą, na której należy wpisać datę ważności naszego kremu. Do zakupu kremu należy dokupić konserwant (żeby krem wytrzymał pół roku, bo w przeciwnym razie jego przydatność sięgnie jedynie dwóch tygodni), no i wybrany hydrolat.


Zdecydowałam się na hydrolat lipowy, bo wydawało mi się, że będzie odpowiedni dla mojej cery. Ma on wykazywać działanie łagodzące i nadaje się do delikatnej, wrażliwej i suchej skóry. Dodatkowo, może być stosowany jako okład na opuchnięte i zmęczone okolice oczu - na pewno to sprawdzę! Dodałam również to zamówienia olej z pestek malin, który bardzo chciałam wypróbować.


No i dorzuciłam też coś, co każdej z nas może się przydać! Są to dwie plastikowe buteleczki typu air less o pojemności 30ml każda. Kosztowały zaledwie 5,90zł za sztukę, więc stwierdziłam, że przydadzą się do przełożenia kremu. Uważam, że takie rozwiązanie jest dużo bardziej higieniczne, niż codzienne dłubanie w słoiczku, dlatego z chęcią przełożę jakieś kremy do tych opakowań! :) Będzie to też fajna opcja na krem do torebki, czy zabranie odlewki ze sobą na wyjazd :) Z tego co się orientuję, można te buteleczki wykorzystywać wielokrotnie, oczywiście po dokładnym oczyszczeniu z poprzedniego kremu. Nie wiem czy tak jest, ale dam znać! :)


W lutym odwiedziłam również Hebe i nowo otwarte stoisko Golden Rose w Bonarce. Chciałam kupić swoją ulubioną pastę do zębów Blanx Med, ale że nie znalazłam jej w ogóle na półce, to wzięłam Himalaya Herbals. Na opakowaniu napisali, że zawiera naturalne składniki, zapewnia ochronę dziąseł, nie zawiera fluoru i ma dawać bielsze zęby już po dwóch tygodniach. Zobaczymy.
Zapach lawendy bardzo lubię, a aromat tej świeczki spodobał mi się od pierwszego powąchania. Kosztowała tylko 6,99 a opakowanie przypomina mi słynne YC. Jeszcze jej nie paliłam. O gumkach do włosów invisibobble czytałam ostatnio u Mademoiselle Magdalene na blogu i stwierdziłam, że też chcę te słynne kabelki od telefonów :) Mówię Wam, jeszcze nic nie trzymało mi koka zawijasa na czubku głowy tak mocno, a przy tym nie ciągnęło reszty włosów! Te gumki naprawdę są fajne! :)
Kredka i pomadka, którą widzicie to właśnie zakupy ze stoiska Golden Rose.



Dobrałam kredkę do ust i pomadkę w bardzo podobnych odcieniach, żeby używać ich razem. To taka zgaszona, ciemna, bardzo elegancka czerwień. Pomadka ma wykończenie lekko nawilżające i błyszczące, ale trwałością nie grzeszy :) Z tego co czytałam, to matowe wersje mają lepszą trwałość, ale żadnej niestety nie posiadam. Po powrocie do domu dowiedziałam się, że w tym dniu z okazji otwarcia stoiska miało być losowanie, w którym do wygrania były produkty Golden Rose. Niestety żadnej loterii po zakupie mi nie zaproponowano. Ciekawe czy Pani sprzedająca wyjęła sobie jeden los za mnie.. :)


Na koniec dwie paczuszki z nowościami, które przyszły do mnie w tym miesiącu. Pierwszą z nich jest nowość marki evree - olejek do ciała Super Slim. Ma wykazywać działanie antycellulitowe, modelujące, ujędrniające, no i oczywiście nawilżające. Zatem ujędrniamy się na wiosnę! :)


Druga to zestaw trzech olejków Vis Plantis: macadamia, różany i arganowy. Nie słyszałam nigdy o tej firmie, ani o żadnych kosmetykach, a okazuje się, że produkuje je Elfa Pharm. To chyba jakaś nowość na rynku.


Ostatnia rzecz, co prawda nie kosmetyczna, ale blogowa! Zamówiłam sobie najnowszą książkę Kominka - Bloger i Social Media. Jestem właśnie w trakcie czytania. Jak nie lubię czytać i raczej książki omijam szerokim łukiem, tak muszę przyznać, że tą czyta się lekko i przyjemnie, zresztą podobnie jak poprzednie :) Tomek ma fajny, luźny styl pisania, a książkę po prostu się pochłania.


No i to by było na tyle. Tak wyglądają moje lutowe nowości, nie ma tego dużo, ale wiem, że lubicie takie posty :)